29.01.2015

1 | I knew you were trouble when you walked in

I KNEW YOU WERE TROUBLE WHEN YOU WALKED IN
TAYLOR SWIFT - I KNEW YOU WERE TROUBLE

HOPE 
Widziałam wiele imprez urodzinowych, naprawdę. Ale jeszcze żadna nie wyglądała jak zebranie przedstawicieli wszystkich kultur świata. Po wielkiej sali balowej kroczyło setki osób w różnych odcieniach skóry. Znalazł się nawet jeden Eskimos, daleki kuzyn Jaime (nikt nie ma pewności, czy tak naprawdę w ogóle jest z nią spokrewniony) i mieszkaniec Amazonii. Również kuzyn.
— Jest tu ktoś, kto naprawdę jest twoją rodziną? — zapytałam, wciąż patrząc z niedowierzaniem na scenografię przede mną.
— Jestem chrześcijanką! — przypomniała. — Wedle mojej religii każdy człowiek jest moim rodzeństwem.
Nie muszę mówić, że mój wzrok z niej kpił, prawda?
— Dobra, Hope, nie patrz tak na mnie! Przynajmniej jest kolorowo i to nie za sprawą dekoracji — pisnęła podekscytowana, zaciskając swoje dłonie w pięści i tańcząc z zadowolenia. — To moje siedemnaste urodziny. Chociaż udawaj, że dobrze się bawisz.
— Wedle twojej religii kłamstwo jest grzechem, a takie zachowanie zdecydowanie nim jest.
— Jestem pewna, że Jezus nie obrazi się za coś takiego. — Szturchnęła mnie łokciem w bok i zaśmiała.
Nim zdążyłam się zorientować, podbiegł do nas czarnoskóry mężczyzna w białych Suprach, neonowej żółtej koszuli i czarnych luźnych spodniach. Uśmiechnął się szeroko, przy okazji odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
— Wszystkiego najlepszego Jaime! — krzyknął mocno ją przytulając.
— Jejku, dziękuję DJ! — pisnęła uradowana dziewczyna i poprawiając swoje idealnie splątane warkocze odwzajemniła uścisk.
Uśmiechnęłam się pod nosem i chcąc skorzystać z chwili samotności ruszyłam do stolika (a raczej kilkunastometrowego stołu) z jedzeniem i napojami. Złapałam plastikowy czerwony kubeczek dla gości i nalałam do niego trochę bezalkoholowego ponczu. Oparłam się delikatnie o stół, uważając aby neonowo pomarańczowa obcisła sukienka od Valentino nie podciągnęła się nawet o centymetr i upiłam łyk, dosłownie mały łyczek ponczu, kiedy poczułam, że w moim gardle ktoś rozpalił pożar. Moje gałki oczne prawie wystrzeliły ze swoich miejsc, a policzki zdecydowanie przestały potrzebować różu. Odłożyłam natychmiast kubek i zaczęłam mocno kaszleć. Obiegłam cały stół w poszukiwaniu choćby coli, ale wszędzie znajdował się tylko poncz. Nie zwracając uwagi na chłopaka składającego Jaime życzenia (tym razem kuzyn Hindus) pociągnęłam ją mocno za łokieć i odciągnęłam na bok.
— Jezu, Hope, co się stało? — spytała przykładając wierzch dłoni do mojego czoła.
— Poncz się stał! — odpowiedziałam, choć mój głos wciąż się łamał. — Ktoś wlał tam jakieś gówno!
Jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów.
— Moja mama zaraz tu będzie, jeśli się dowie, że w ponczu jest alkohol to mnie zabije. Zginę. Zostanę jedzeniem dla moich psów! — Uniosła dłonie i delikatnie się nimi wachlując energicznie mrugała. — To musiał być mój kuzyn. Nikt inny nie odważyłby się tego zrobić.
— Kuzyn? — prychnęłam z niedowierzaniem. — Który? Eskimos, ten Niemiec z wąsem czy może wysoki facet z Amazonii? — zakpiłam.
— Mój prawdziwy kuzyn, Hope — mruknęła pod nosem. Położyła dłonie na swoich biodrach, które eksponowała sukienka od Chanel. — Syn brata mojej matki. Opowiadałam ci kiedyś o nim.
— Ten, który jest tak przystojny, że gdyby nie pokrewieństwo to zarywałabyś do niego? Jeśli tak, to hm, wspomniałaś tylko to.
Widziałam w oczach przyjaciółki stres. Cóż, jej mama nie należała do osób tolerujących trunki, szczególnie w wieku siedemnastu lat. Chodziła twardo po ziemi i jeszcze nigdy nie zawahała się przed wymierzeniem Jaime kary za nieprawidłowe, według niej, zachowanie.
Jej botki od Jimmiego Choo stukały o podłogę, wymyślając najlepsze możliwe rozwiązanie dla sytuacji.
— Nie możemy go po prostu wylać? — spytałam, ponieważ to wydało się jedynym logicznym rozwiązaniem.
— Żeby nie było czego pić? To nie przejdzie — westchnęła. Nagle stanęła i podniosła palec wskazujący do góry. — Mam pomysł!
Tylko nie to.
Pomysły Jaime ograniczały się do telefonów po anonimowych ninja, niezauważalnych napadów na bank lub ucieczek z domu. Żaden nigdy nie został zrealizowany, ale w końcu to moja najlepsza przyjaciółka - Jaime Rachel Bethel - którą stać na wszystko (również pod względem materialnym).
— Jeżeli poncz zostanie wypity, mama nie będzie miała czego się napić. Musimy tylko zorganizować coś w stylu „dostaniesz dolara za kubek ponczu” czy coś w tym stylu! — uśmiechnęła się szeroko. — Proszę, powiedz, że to wypali.
— Jeśli pasuje ci impreza pełna schlanych nastolatków, przypominam, że to twoja impreza, to pomysł jest niezły. I jeśli nie szkoda ci kasy. — Wzruszyłam ramionami.
— Przynajmniej będą się dobrze bawić, a moja matka nie dowie się o alkoholu. Wszystko jest lepsze niż to. — Na jej twarzy pojawiły się charakterystyczne zmarszczki przy oczach, zawsze je ma, kiedy się uśmiecha. — No cóż, Hope, jesteś moją jedyną nadzieją!* Pomożesz mi? Wiem, że tak.
— A mam inny wybór? — westchnęłam i popatrzyłam na nią pobłażliwie.
Nic nigdy nie zmieni tej relacji między nami. Zawsze była i zawsze będzie moją najlepszą przyjaciółką.
— Dobra, mamy sześćdziesiąt pięć litrów ponczu… Hm, dolar za trzy kubki to dobra cena. Idę to ogłosić na mównicy, a ty… Po prostu wyglądaj ładnie i wypij chociaż jeden kubek, proszę!
— Jaime, zdajesz sobie sprawę o co mnie prosisz? Chcesz, żebym wypiła alkohol. ALKOHOL, JAIME! — krzyknęłam, próbując wybić jej z głowy ten pomysł.
— Zdaję sobie sprawę. — Wzięła mocny oddech i przewróciła oczami. — Hope, nie widzisz tego, jakimi nudziarami jesteśmy? Mamy do cholery siedemnaście lat i ani razu nie miałyśmy w rękach nawet piwa. To żenujące i nie wiem, jak ty, ale jeśli mam szansę w końcu wypić to gówno i przy okazji uciec od następnego miesiąca          w domu to uwierz, ale mam zamiar wypić chociaż jeden kubek. Naprawdę nie nudzi cię ciągłe bycie przykładem dla dziesięciolatek? — Popatrzyła na mnie wymownie       i ruszyła do DJ-a, rudego Brytyjczyka i poprosiła o mikrofon. Po chwili jej głos rozniósł się po całej sali. — Ej, ludzie! Mamy problem, ponieważ w ponczu jest alkohol, a za około pół godziny będzie tu moja matka i mnie zabije, jeśli się o tym dowie. Jeśli każdy z was wypije trzy kubki ponczu niech zgłosi się do mnie, bo za każdą taką turę dostaniecie jednego dolca! Dzięki za pomoc.
Uderzyły mnie jej słowa o tym, że jestem nudziarą. Nie potrzebowałam do świetnej zabawy procentów, wystarczyło fajne towarzystwo i chipsy. Czy to naprawdę robiło ze mnie aż tak żenującą osobę?
Nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie jakiś niski chłopak o skośnych oczach i podał kubek z trunkiem. Moim odruchem było popatrzenie na niego jak na idiotę, ale kiedy mój wewnętrzny głos powiedział, że nie chcę być nudziarą, wyrwałam plastikowe naczynie z jego ręki i uśmiechnęłam się sztucznie. Podeszłam do stołu i oparłam się jak wcześniej. Pociągnęłam łyk i znów poczułam pożar w gardle. Następnie ugasiłam go chipsami i znów napiłam się ponczu.
— Co taka seksowna dziewczyna robi sama na takiej imprezie? — spytał nieznany głos.
Odwróciłam się w kierunku dźwięku i zobaczyłam nieznaną mi twarz naprawdę przystojnego chłopaka. Jego włosy były ułożone w idealny nieład, na nogach miał czarne Supry. Na biały t-shirt z dekoltem w serek narzucił czarną skórzaną kurtkę. Białe spodnie zwisały mu luźno z bioder, ukazując czerwony napis od bokserek Calvina Kleina. Cholera, naprawdę przystojny. Jeśli to jakiś następny kuzyn Jaime, może być nawet z drugiego końca świata, tym razem nie mam nic przeciwko.
— Rozmyśla nad tym, dlaczego jej najlepsza przyjaciółka solenizantka myśli, że obie są nudziarami. Nic ciekawego. — Wzruszyłam ramionami, upijając następny łyk i krzywiąc się.
— Oho, widzę, że chyba nie za często pijesz — powiedział i podszedł bliżej mnie.
Zignorowałam go. Nie potrzebuję następnej osoby mówiącej mi, że nie umiem się bawić.
— Za pierwszym razem będzie naprawdę nieprzyjemnie paliło w gardle. Później będzie tylko lepiej, aż w końcu będziesz to traktować jak soczek — dodał i oparł się tuż obok mnie. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem kręcąc głową. — No co?
— Nie potrzebuję rad, dzięki — syknęłam z sarkazmem. — Jeśli kiedykolwiek zaciekawi mnie przebieg schlania się, skorzystam z Google.
Zachichotał pod nosem.
Stwierdzenie, że mnie wkurzał byłoby niedopowiedzeniem. On mnie autentycznie wkurwiał.
— Jezu, idź stąd. Jedyne co robisz, to mnie denerwujesz.
— Zadziorna! — zaśmiał się pod nosem, ale na tyle głośno abym była w stanie go usłyszeć.
Postanowiłam go ignorować przez resztę wieczoru i zapijać nudziarstwo ponczem.
Szło mi całkiem dobrze, aż do chwili w której miałam w rękach trzeci kubek i śmieszyło mnie wszystko, co działo się wokół.
— Cholernie łatwo cię upić — stwierdził Tajemniczy Chłopak Z Czarnymi Suprami, jak postanowiłam go nazywać. — Ale powiem ci, że w takim stanie na pewno nie jesteś nudziarą. — Puścił do mnie oczko i położył swoją dłoń na mojej talii.
W każdej normalnej sytuacji zrzuciłabym jego rękę z obrzydzeniem, ale wtedy nie obchodziło mnie nic. Lecz kiedy nachylił się w moją stronę i dobrze widziałam, że chce mnie pocałować, bez wahania dałam mu mocnego liścia.
Ej, może i byłam pijana, ale nawet w takim stanie za bardzo siebie szanuję.
— Co jest kurwa?! — fuknął nieprzygotowany na mój nagły atak.
— Miałeś zamiar mnie pocałować! — odparłam z wyrzutem.
— I co z tego? To tylko głupie całowanie! To, że się ze mną przeliżesz nie robi z ciebie mojej dziewczyny — mówił, gestykulując i kiwając co chwila głową.
Okej, tego było za dużo. Alkohol dodał mi jeszcze więcej odwagi, aby wygarnąć mu to, co o nim myślę.
— Słuchaj dupku i słuchaj uważnie. Mam do siebie szacunek i to, że dla ciebie całowanie jest niczym, nie oznacza, że dla mnie też musi takie być. Dla mnie jest to symbol uczucia, a jeśli tobie to nie odpowiada, nie rozumiem, co tu dalej robisz. Jestem więcej niż pewna, że w tym miejscu znajdziesz wiele dziewczyn, które mają takie same poglądy jak ty, więc spierdalaj! A jeśli liczysz, że przychodząc tutaj którąś bzykniesz, może poszukaj w tamtym koncie. — Wskazałam na miejsce, gdzie siedziało kilka dziewczyn z miniówkami i croptopami. — A mnie zostaw w spokoju.
Odeszłam, chwiąc się delikatnie, nie dając mu choć chwili szansy na rewanż. Po chwili przypomniałam sobie o tym, że mnie obmacywał, więc odwróciłam się i wróciłam trzymając w rękach kubek z zawartością.
— Oh, a to za twoje wścibskie ręce na moim ciele, które, przypomnę, SZANUJĘ — powiedziałam, by po chwili wylać na jego cudowne włosy klejący się poncz. — Życzę miłego wieczoru. — Posłałam chłopakowi mój firmowy uśmiech i tym razem ruszyłam w stronę Jaime, pozostawiając go w totalnym osłupieniu.

JUSTIN
Zostałem wystawiony przez dziewczynę dwa razy w całym moim życiu.
Raz, kiedy miałem siedem lat i chciałem zaprosić moją koleżankę z klasy na lody.
Następnie dosłownie przed chwilą, kiedy gorąca laska wylała na mnie czerwony, klejący się poncz.
Nie wiedziałem, co się dzieje. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że nie dostaję rzeczy, których chcę. Co prawda, to była dziewczyna, nie rzecz - ale w moim świecie między tymi dwoma słowami nie było zbyt wielkiej różnicy. Traktowałem je jak przedmioty i czułem się z tym dobrze.
W tamtej chwili natomiast było całkiem inaczej. Czułem się okropnie. Jak małe dziecko, któremu zabrało się zabawkę. To niedorzeczne. Każda jedna laska pragnęła mieć mnie dla siebie chociaż na chwilę.
Jestem Justin kurwa Bieber i nie odpuszczę tej dziewczynie takiego zachowania. Jeszcze będzie moja.
Ponieważ wciąż stałem przy stole i po moim ciele spływała klejąca się substancja, musiałem się stąd urwać jak najszybciej. Wzrokiem odszukałem mojego kumpla DJ’a, z którym tu przyszedłem. Murzyn stał i flirtował z nastolatką w warkoczach. Z daleka nie widziałem nic więcej, ponieważ zasłaniały ją wielkie plecy chłopaka.
Ktoś ostro trącił mnie ramieniem i straciłem równowagę. Kiedy zobaczyłem, że to jakiś chiński gówniarz, podniosłem go za kołnierz koszuli i mruknąłem:
— Patrz jak chodzisz, panie Made in China.
Wystraszony pokiwał głową, więc go upuściłem i ponownie ruszyłem w kierunku DJ’a, który tym razem stał sam. Zobaczył mnie i nie trzeba było dużo, aby zaczął się śmiać.
— Stary, kurwa, co ci się stało?
— Laska oblała mnie ponczem, pomimo tego, że była schlana. Mnie. Rozumiesz, oblała MNIE ponczem — powiedziałem, akcentując wyraźnie każde słowo.
— Wow, to pierwszy raz od… trzynastu lat. No, masz prawo czuć się dziwnie — zarechotał poprawiając swoją żółtą koszulę, którą zapewne dostał od mamy.
Panie i panowie, przedstawiam wam mojego najlepszego kumpla, Dwayne’a Jacksona Flowsona** (tak, to jego prawdziwe nazwisko), najbardziej sentymentalnego człowieka na Ziemi, który ubiera każde ubranie zakupione przez  jego mamę. Słodkie, prawda?
— Nie wie, z kim zadarła. Będzie moja, prędzej, czy później — stwierdziłem, uśmiechając się sam do siebie.
— JB, masz tu tyle lasek, które dadzą ci dupy od zaraz… Naprawdę będziesz latał za tą jedną? Wiesz chociaż, jak ma na imię? — prychnął.
— Nie.
— No właśnie. Więc w jaki sposób chcesz ją odnaleźć? — Patrzył na mnie wzrokiem mówiącym nie wiem czy wiesz, ale naprawdę jesteś idiotą.
— Justin potrafi słuchać i dzięki tej umiejętności dowiedział się, że jest najlepszą przyjaciółką solenizantki, więc po prostu zapytamy Jaime. — Wzruszyłem ramionami i delikatnie podniosłem kąciki ust. O tak, mój plan jest świetny.
— Zaraz, zaraz. Jacy my? To nie na mnie ktoś wylał poncz, stary, nie bawię się w to — odparł niezbyt przyjaznym tonem.
— Będziesz miał okazję, żeby pogadać z Jaime. A ja zdobędę tę laskę.
— Dlaczego tak bardzo ci na niej zależy? Serio, nie rozumiem.
Jeśli mam być szczery, sam musiałem się chwilę zastanowić, aby zrozumieć.
— Lubię wyzwania.
— No i co to ma do rzeczy?
— Ona jest wyzwaniem, stary. Pamiętasz, jak kiedyś zawsze graliśmy w butelkę? Z prawdy, procent lub wyzwania zawsze wybierałem to ostatnie i nigdy nie zdarzyło mi się go nie zaliczyć. Nie złamię tradycji. Podejmę wyzwanie i wygram.
Murzyn zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
— No cóż, Justin, pozostaje mi jedynie życzyć ci powodzenia.
— Dzięki. Możliwe, że się przyda.

*Well, Hope, you’re my only hope. - Tak brzmiałoby to po angielsku i mam szczerą nadzieję, że chociaż niektórzy załapali. Gra słów. No cóż, Nadziejo, jesteś moją jedyną nadzieją. (Hope - imię, hope - nadzieja)
**Flowson - flow w pojedynkach freestyle-owych objawia się płynnością i spójnością tekstu (bez zacinania się) i zazwyczaj świadczy o klasie rapera; umiejętność ta musi być długo trenowana, aby uzyskać swój własny i unikatowy styl. Son - syn. Możemy więc przetłumaczyć to jako Syn Flowu (przyjmijmy, że chodzi o własny i unikatowy styl Dwayne’a). mam nadzieję, że choć trochę zrozumiałyście!
►◄
Witam serdecznie!
Spokojnie, wracam do feel-irreplaceable i jeśli zechcę, wrócę do whenever-jbff. To jest odskocznia. Odskocznia, która wbrew wszystkiemu bardzo mi się podoba.
Tak więc, dajcie znać w komentarzu, co sądzicie i jakie macie uwagi. Następny rozdział dodam za jakiś czas, obstawiam jakieś 3 tygodnie.
Przy okazji pozdrawiam serdecznie Klaudynke, Agniesie i Juleczke!
Polecajcie znajomym!:)


Do następnego xx

9 komentarzy:

  1. Świetnie się zapowiada :) Czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zachwycona. Nie to chyba za mało powiedziane !
    To dopiero pierwszy rozdział, a już tak bardzo mi się spodobał, że aż boję się co będzie w następnych. Zapowiada się niesamowicie i jestem pewna, że całość będzie równie cudowna !

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego za jakies 3 tygodnie? ;ooo Nie mozesz szybciej? Nie moge doczekać sie nn ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że pobrałaś szablon z mojego bloga. Widzę jednak, że źle dodałaś gadżety HTML/JavaScript. Najprawdopodobniej pomyliłaś kody do poszczególnych ramek. Usuń je (oprócz menu) i dodaj na nowo. jakby były inne problemy, to zgłoś się do mnie. I usuń nazwę statystyki. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no świetne! :D W końcu coś nowego, coś ciekawego. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już niedługo! <3 Masz nową czytelniczkę.


    www.collision-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń